Forum www.azkaban.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Opowiadania / Jednoczęściowe   ~   Naked before his death
uke
PostWysłany: Sob 16:35, 26 Lut 2011 
Konformistyczny leniwiec

Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twoich spodni.


Khem, khem. Jako, iż z serii "Nie umiem nic normalnego napisać, a tym bardziej wymyślić tytułu", może być dziwne. Liczę na (konstruktywną!) krytykę, bo jednak słowa "O bOsH tO mI SiEm NiE pOdObHa : ///" nic nie dają.

Ryutaro - moja postać, moja emo ciota <3>.>

Miłego.

NAKED BEFORE HIS DEATH.

Idąc wśród mlecznych korytarzy oddychałem chrapliwie i płytko, jakbym za chwilę miał przestać przez nieustanny ból w klatce piersiowej. Ciągnąc brudną dłoń po jasnych ścianach zostawiałem ciemną mgłę - cienką linię grzechu. Niczym wąż z ogrodu Edenu snułem się, naznaczając wszystko winą. Czekałem na gorzką śmierć, która obejmie mnie swymi ramionami za rogiem, uśmiecham się krzywo. Jednak mijałam zakręt i nie umieram… ku mojemu nieszczęściu, wciąż bytowałem. Czuję napływający do ust wpół strawiony posiłek, paląc moje policzki. Wymiotuję, klnąc w myślach na nieposłuszne ciało. Mętna ciecz łaskocze mi stopy, wydając się jakby w jednej chwili miała mnie pożreć. Ale nieporadnie idę dalej, potykając się o własne kończyny, zmęczone, nie chcące słuchać. Zjeżdżam po ścianie, ciągnąc paznokciami po grubym murze, wydając ostry dźwięk.
Przerażony szukam strzykawkę schowaną w głębi kieszeni, pragnąc jak najszybciej poczuć chwilową ulgę. Gdy wyciągnąłem mój jedyny skarb - ostatnią dawkę - obracałem ją w palcach, delikatnie muskając igłę. Traktowałem jedną rzecz lepiej od każdej napotkanej osoby - to ona dawała mi chwilowe zapomnienie, nie mogła mnie zranić. Patrzyłem się na nią uważnie, błyszczącym, odległym wzrokiem, wiedzącym, że za chwilę kolejny raz przeprawię się w podróż przez niebo i piekło. Nieporadnie wbijałem igłę w poranioną rękę chcąc jak najszybciej wpuścić ten jasny promyk szczęścia do krwiobiegu.
- Nienawidzę się - jęczę bezbronny, w chwilowej euforii.
Wyciągam z siebie przedmiot, a po białej wręcz skórze cieknie szkarłatna maź, ocieplając jedynie cienki pasek ciała. Uśmiecham się, widząc ten widok, właśnie tym od dłuższego czasu żyłem - chwilami euforii, trwającymi kilka sekund. Palcami błądzę po stróżce krwi, przytykając je po chwili do ust, aby poczuć metaliczny posmak, pieszczący moje podniebienie.
A jednak podnoszę się, brnąc dalej, pragnąc jedynie dostać się do celu. Czuję się jak niewolnik - mimo upadków podnoszę się z poranionymi kolanami, idąc dalej, choć wiedząc, że za kilka kroków nie czeka mnie nic lepszego, nie czeka mnie tam raj, czy cholerny Bóg Stwórca. Byłem jedynie ochłapem, chodzącym workiem mięsa, niczym. Uszkodzoną marionetką bez lalkarza. Zwykły przedmiot bez uczuć, którego ktoś nauczył mówić i chodzić. Dysfunkcyjny ochłap mięsa…
Sięgam po klamkę, naduszam ją i przekraczam próg pokoju. Pulsująca w nim cisza, przeszywa mnie długimi, ostrymi kolcami, jakby udowadniając mi swoją siłę. Pusty pokój z nic nie znaczącymi rzeczami, pełnymi wspomnień. Nieustanne milczenie przerywane było cykaniem zegara, który wybijał rytm mojego serca - pustego, papierowego organu z kilkoma rurkami. Ruszam chwiejnie do łóżka, uważając na puste butelki, czy strzykawki z pogiętymi igłami. Chciałeś żyć inaczej Ryū, a istniejesz jak wtedy… jak w domu. W miejscu, stworzonego przez pozory, głupią iluzje opartą na nietrwałych ścianach. Gdyby jeszcze wrzucić tutaj krzyczącą, depresyjną matkę, bijącą cię, mówiącą nieprzyjemnym głosem, że dopiero teraz - gdy krzywdzi, jest człowiekiem. Siadam na miękkim materacu, nieświadomie zamykając oczy, otaczając się ciemnością i ciszą.
Żyjąc jedynie strachem, chorymi niespełnionymi marzeniami stałem się lalką niezdolną do jakichkolwiek uczuć. Wkładając na siebie maskę obojętności, chciałem nieświadomie bronić się przed ludźmi, którzy mogli mnie skrzywdzić - roztrzaskać porcelanowe serce, które i tak jest jedynie zgniłym organem, pompującym krew. Nie miałem już nic, choć tak bardzo chciałem żyć. Niezdolny do niczego ćpun… Śmieję się cicho, rozbawiony własną bezradnością.
Otwieram ciężkie powieki, rozglądając się po pokoju ciemnymi czekoladowymi oczami. Sięgam drżącą ręką po pudełeczko, stojące na stoliku nocnym. Wysypuję na dłoń kolorowe tabletki, próbując je połknąć. Żołądek zbuntował się, wydalając je z organizmu wraz z wpół strawionymi resztkami. Patrzę pustym wzrokiem, nie pokazującym nic. Chciałem nauczyć się jeść, a nie połykać, oddychać, a nie wdychając śmierdzące powietrze do płuc, wszystko robiłem to mechanicznie, bojąc się umierać, choć byłem już trupem. Nieświadomie coraz bardziej zataczając się w krainie grzechu.
Rozżalony własnym ciałem spoczywam przy biurku, zrzucając miskę z zimnym makaronem. Chwytam pióro, maczając je w atramencie i pisząc słowa, układające się w jedną wielką symfonię diabła. Litery zamieniały się w koszmarne szlaczki, które rozszyfrować mogłem tylko ja. Ogarnięty niemym wkurzeniem, nic nie znaczącym smutkiem i żalem, na mojej twarzy nie było widać nic – żadnego uczucia. Opieram głowę o drewniany mebel patrząc na wspólne zdjęcie z Viktorem, na nasze wymuszone uśmiechy... Cholerny zbawca..., drę je na cztery części nie widząc sensu, by je trzymać.
Potrzebowałem rozmowy, choć nie umiem jej prowadzić. Wystarczyłaby głupia pozorna bliskość, lecz jedynym, ledwo żywym organizmem, była paprotka stojąca na parapecie. To wszystko było złym pomysłem – nie powinienem pragnąć zmiany, skoro się przyzwyczaiłem. Do luk w pamięci, do jedynie złych wspomnień, do śmiertelnych zjaw, które mogłem równie dobrze brać jako halucynację. Ale chciałem to zmienić..., kiedy nadal trwam w tym samym, nie umiejąc się podnieść.
Zerkam w kierunku pełnej jeszcze butelki alkoholu. Niezgrabie wstaję z krzesła, sięgając po nią i idąc usiąść na łóżko. Już nie to same co tam – to nie była poduszka, którą nieraz gryzłem, by nie skupiać się na krzykach, nie kołdra, pod którą chowałem się, gdy na nowo wracał koszmar. Odkręcam butelkę biorąc dużego łyka, krzywiąc się przy tym lekko. Przyjemnie paliło w gardle.
- Na zdrowie - mruknąłem do siebie, biorąc kolejny łyk z butelki.
Unoszę się, idąc tym razem do okna, otwierając je szeroko i siadając na parapecie. Uśmiecham się rozbawiony, widząc puste uliczki. Macham nogami na zewnątrz i popijając wódkę wpatruję się w bezkształtne niebo, niczym chory romantyk.
Daj mi ból, daj cierpienie całego świata, a wtedy będę człowiekiem…
- Na na na - nucę melodię, a po chwili z moich ust wydobywają się słowa rosyjskiej piosenki.
Po co cokolwiek zmieniać?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trep
PostWysłany: Sob 17:20, 26 Lut 2011 
Łysawy koń

Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 780
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dalej niż się spodziewasz.


Wciąż jeszcze ścieram z podłogi krew, która bryzgała przed chwilą z monitora, podczas czytania tego nadgniłego ochłapu brutalnego opowiadania. Fajny finał. Myślałem, że skoczy.

Niegramatyczność i błędy stylistyczne świetnie wdrażają w świadomość otępiałego z bólu ćpuna.

Mi się podobało ; )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pinacolada
PostWysłany: Sob 17:25, 26 Lut 2011 
Administrator

Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 1476
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fleet Street


Tako rzekł mistrz gramatyki i stylistyki!

Zdecydowanie podoba mi się. Lubię opowiadania, w których nie ma akcji a mimo to jest ogrom treści.
Świetnie dobierasz słowa, podoba mi się duża ilość zwrotów. Opis przeżyć wewnętrznych i ... nic tu nie jest na siłę.
Tak jak na początku podeszłam sceptycznie , mając przed oczami setki przeczytanych opowiadań poruszających się gdzieś w Japonii czy Chinach, tak na końcu mogłam odetchnąć, że nie jest to kolejne dialogowane opowiadanie oparte na jakieś mandze. Stworzone pod coś już istniejącego.
Uszkodzoną marionetką bez lalkarza...
_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uke
PostWysłany: Sob 18:21, 26 Lut 2011 
Konformistyczny leniwiec

Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twoich spodni.


pinacolada napisał:

Tak jak na początku podeszłam sceptycznie , mając przed oczami setki przeczytanych opowiadań poruszających się gdzieś w Japonii czy Chinach, tak na końcu mogłam odetchnąć, że nie jest to kolejne dialogowane opowiadanie oparte na jakieś mandze. Stworzone pod coś już istniejącego.


Też nienawidzę takowych opowiadań. Jest ich pełno na onecie czy innych serwisach blogowych. Nawet jeżeli piszą to na podstawie mang czy anime, czy czegokolwiek innego to nie muszą tam dawać ciągłych dialogów (ja sama chyba wolę opisy, nie lubię dużej ilości słów wypowiadanych przez bohaterów). Jakby bali się wprowadzić jakiekolwiek opisy, na dodatek brak ortografii i wszystkich innych rzeczy... To straszne.

I jej, dziękuję za miłe słowa, nie spodziewałam się o_O
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nimfadora
PostWysłany: Sob 21:22, 05 Mar 2011 
Azkabańczyk

Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 1509
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kamień koło Drzewa


No ja na przykład czuję przesyt metaforycznych określeni. Ale nie uważam ich bynajmniej za złe. To takie tam moje subiektywne zdanie... może jak by było ich mniej to nie miało by uroku??

Najbardziej podoba mi się ten fragment.

"Czuję się jak niewolnik - mimo upadków podnoszę się z poranionymi kolanami, idąc dalej, choć wiedząc, że za kilka kroków nie czeka mnie nic lepszego, nie czeka mnie tam raj, czy cholerny Bóg Stwórca. "

perfect:)taki z tych co je można znaleść na różnych stronach z cytatami.
Ogólnie dobry materiał na coś dłuższego
No i też myślałam że skoczy:)


Ostatnio zmieniony przez Nimfadora dnia Sob 21:23, 05 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.azkaban.fora.pl Strona Główna  ~  Opowiadania / Jednoczęściowe

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach